.

.

wtorek, 10 września 2013

Pierwsze dni w Domu Zbawiciela

Niewielki dom, w oknach powybijane szyby, dziurawe kanapy, drzwi bez klamek, wiecznie popsuty samochód… A przy głównym wejściu do domu widniejący napis „You are loved beyond limit” (Jesteś kochany bez limitu).

Tak. To prawda. W tym domu miłość unosi się w powietrzu już od przekroczenia bramy.  To nie jest zwykły dom. To miejsce, w którym mieszka wyjątkowa rodzina. Rodzina, składająca się z niesamowitej, pełnej energii Mamy; z Taty, który jest w Niebie i o wszystko się troszczy; z kilku sióstr i ogromnej rzeszy braci. Na pierwszy rzut oka wyglądają oni na szczęśliwe dzieci. Ale nie zawsze takie były. Wielu z nich było pozbawionych dzieciństwa, wielu nie miało okazji doświadczyć czym jest prawdziwa rodzina. Ich życie, pomimo że dosyć krótkie, zdążyło doznać wiele cierpienia, bólu i odrzucenia.  

Moje pierwsze trzy dni spędzam w Salvation Home, ucząc się imion dzieci, spędzając z nimi każdą chwilę. Rysujemy, czytamy książki, gramy na bębnach, śpiewamy, tańczymy, gramy w piłkę. Na ich twarzach widzę uśmiechy i radość.
Ile osób mieszka w Salvation Home? Około 35, ale dokładnie ciężko to oszacować. To zależy od dnia. Jedni przychodzą, inni odchodzą. Niektórzy uciekają, ale po jakimś czasie wracają. Średni wiek waha się od 4 do 23 lat.

Salvation Home (nazywany „treatment Home”), jest domem do którego trafiają chłopcy z ulicy, lub chłopcy z wypadków. Jest to miejsce, w którym uczą się czym jest miłość i rodzina, doświadczają tego, co to znaczy być kochanym. Uczą się też życia w społeczeństwie, przestrzegania zasad, zaufania.  Uczą się sprzątać po sobie, dbać o czystość, pomagać sobie nawzajem. Doświadczają  tego, że jest możliwe, aby być radosnym i uśmiechniętym, równocześnie będąc trzeźwym. Mają tu też zajęcia z czytania, pisania i liczenia, które przygotowują ich do podjęcia nauki w szkole.

Dzień w naszym domu zaczynamy o 5 rano. Za oknem jest jeszcze ciemno. Gromadzimy się wszyscy w living roomie, każdy tam gdzie znajdzie dla siebie miejsce – na kanapach, podłodze, krzesłach, stołach. Niektórzy przychodzą zawinięci w koc, przeciągający się, inni na wpół śpiący. Aby się rozbudzić, zaczynamy od piosenek. W ruch idą bębny, chłopcy zaczynają śpiewać w języku cinyanja. Piosenka, za piosenką i już możemy przejść do dalszej części porannego spotkania. Rozmawiamy o tym, co wydarzyło się poprzedniego dnia. Kto kogo pobił, kto z jakiego powodu miał karę, kto coś ukradł, dlaczego ktoś nie wywiązał się ze swoich obowiązków. Rozmawiamy długo. Wielu chłopców ma słaby poziom angielskiego, dlatego cała rozmowa odbywa się z tłumaczeniem na cinyanja. Za oknem słońce budzi się do życia, wstaje nowy dzień. Nowa szansa dla każdego z nich. Możliwość poprawy, zmiany swojego życia na lepsze.

Po porannym spotkaniu (które zazwyczaj trwa około 1,5 h) i modlitwie, jest czas na sprzątanie domu i śniadanie. Później czas na naukę (pomimo, że sierpień jest tu czasem wakacji) i popołudniu czas na zabawę, oglądanie filmów i wspólne bycie razem. Dzień kończymy o godz. 20.30, gdzie kładziemy naszych chłopców spać, kreśląc im krzyżyk na czole, życząc dobrej nocy i mając nadzieję, że nad ranem zobaczymy ich wszystkich w komplecie. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz