Niewielki dom, w oknach powybijane szyby, dziurawe kanapy,
drzwi bez klamek, wiecznie popsuty samochód… A przy głównym wejściu do domu
widniejący napis „You are loved beyond limit” (Jesteś kochany bez limitu).
Tak. To prawda. W tym domu miłość unosi się w powietrzu już
od przekroczenia bramy. To nie jest
zwykły dom. To miejsce, w którym mieszka wyjątkowa rodzina. Rodzina, składająca
się z niesamowitej, pełnej energii Mamy; z Taty, który jest w Niebie i o
wszystko się troszczy; z kilku sióstr i ogromnej rzeszy braci. Na pierwszy rzut
oka wyglądają oni na szczęśliwe dzieci. Ale nie zawsze takie były. Wielu z nich
było pozbawionych dzieciństwa, wielu nie miało okazji doświadczyć czym jest
prawdziwa rodzina. Ich życie, pomimo że dosyć krótkie, zdążyło doznać wiele
cierpienia, bólu i odrzucenia.
Moje pierwsze trzy dni spędzam w Salvation Home, ucząc się imion
dzieci, spędzając z nimi każdą chwilę. Rysujemy, czytamy książki, gramy na
bębnach, śpiewamy, tańczymy, gramy w piłkę. Na ich twarzach widzę uśmiechy i
radość.
Ile osób mieszka w Salvation Home? Około 35, ale dokładnie
ciężko to oszacować. To zależy od dnia. Jedni przychodzą, inni odchodzą.
Niektórzy uciekają, ale po jakimś czasie wracają. Średni wiek waha się od 4 do
23 lat.
Salvation Home (nazywany „treatment Home”), jest domem do
którego trafiają chłopcy z ulicy, lub chłopcy z wypadków. Jest to miejsce, w
którym uczą się czym jest miłość i rodzina, doświadczają tego, co to znaczy być
kochanym. Uczą się też życia w społeczeństwie, przestrzegania zasad, zaufania. Uczą się sprzątać po sobie, dbać o czystość,
pomagać sobie nawzajem. Doświadczają tego, że jest możliwe, aby być radosnym i
uśmiechniętym, równocześnie będąc trzeźwym. Mają tu też zajęcia z czytania,
pisania i liczenia, które przygotowują ich do podjęcia nauki w szkole.
Dzień w naszym domu zaczynamy o 5 rano. Za oknem jest jeszcze
ciemno. Gromadzimy się wszyscy w living roomie, każdy tam gdzie znajdzie dla
siebie miejsce – na kanapach, podłodze, krzesłach, stołach. Niektórzy
przychodzą zawinięci w koc, przeciągający się, inni na wpół śpiący. Aby się
rozbudzić, zaczynamy od piosenek. W ruch idą bębny, chłopcy zaczynają śpiewać w
języku cinyanja. Piosenka, za piosenką i już możemy przejść do dalszej części
porannego spotkania. Rozmawiamy o tym, co wydarzyło się poprzedniego dnia. Kto
kogo pobił, kto z jakiego powodu miał karę, kto coś ukradł, dlaczego ktoś nie wywiązał
się ze swoich obowiązków. Rozmawiamy długo. Wielu chłopców ma słaby poziom
angielskiego, dlatego cała rozmowa odbywa się z tłumaczeniem na cinyanja. Za
oknem słońce budzi się do życia, wstaje nowy dzień. Nowa szansa dla każdego z
nich. Możliwość poprawy, zmiany swojego życia na lepsze.
Po porannym spotkaniu (które zazwyczaj trwa około 1,5 h) i
modlitwie, jest czas na sprzątanie domu i śniadanie. Później czas na naukę
(pomimo, że sierpień jest tu czasem wakacji) i popołudniu czas na zabawę,
oglądanie filmów i wspólne bycie razem. Dzień kończymy o godz. 20.30, gdzie
kładziemy naszych chłopców spać, kreśląc im krzyżyk na czole, życząc dobrej
nocy i mając nadzieję, że nad ranem zobaczymy ich wszystkich w komplecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz