Poniedziałek. Trzeci dzień mojego pobytu w Zambii.
Czuję się tu coraz lepiej. Czuję, że jestem w odpowiednim miejscu, w
odpowiednim czasie. Dziś rano miałam jechać razem z Agatą na farmę Kulanga
Bana, oddaloną stąd o 70km. Nasze walizki czekały już od wczoraj spakowane, my
byłyśmy przygotowane, ale nie wzięłyśmy pod uwagę jednego.. że jesteśmy w
Zambii J. A to
oznacza, że nie należy nic planować, bo i tak rzadko kiedy te plany wychodzą.
Tak też było i teraz. Popsuł się samochód więc póki co miałyśmy jeszcze zostać
w Salvation. Spędzamy więc ten dzień na wspólnym przebywaniu z chłopcami – na
nauce, grach i zabawie.
Środa w nocy. Słyszę głos Mamy Carol, która
przyszła nas obudzić. Patrzę na zegarek. Jest godzina 1.38. Przecież to jeszcze
nie jest pora na modlitwę – myślę, i odwracam się na drugi bok żeby spać dalej.
Wydaje mi się, że to tylko sen, ale po chwili zostaję obudzona po raz drugi.
Okazało się, że mamy jechać zaraz na farmę, bo samochód jest już po nas w drodze.
Ledwo żywa i nieprzytomna ubieram się szybko i czekam razem z Agatą gotowa do
drogi. Wraz z nami czeka 4 chłopaków i jedna dziewczyna, którzy również mają z
nami jechać. Mijają dwie godziny, a samochodu jak nie było, tak nie ma. No tak...
Zambia J. W końcu
o 4.30 nad ranem okazuje się, że samochód znów się popsuł więc zamiast trackiem
na pace, pojedziemy osobowym samochodem Mamy. Wciskamy się więc wszyscy do
środka i w końcu ruszamy. Siedzę z 6-letnim Chamą na kolanach, na przednim
siedzeniu. Obydwoje przysypiamy przytuleni do siebie. Nagle budzi mnie potworny
hałas i straszne wertepy. Okazuje się, że wpadliśmy do rowu, omijając
rowerzystę. Na szczęście udaje nam się zatrzymać samochód i wszyscy wychodzimy
z tego cało. Wszyscy z wyjątkiem... samochodu J. Stoimy w środku buszu, w nocy, z popsutym samochodem i piątką
zamarzających dzieci.
Po wielokrotnych próbach pchania samochodu,
decydujemy się złapać jakiegoś busika do najbliższego miasta. Na szczęście
udaje nam się to dosyć szybko i niebawem jesteśmy już na drodze buszowej, którą
musimy przejść 10km, aby dotrzeć do celu. Słońce dopiero co budzi się ze snu,
chłopcom oddałyśmy już nasze wszystkie możliwe bluzy i swetry, nie mamy ze sobą
ani kropli wody, a najmłodszy z chłopaków buntuje się, że nie ma siły już
iść...
Jednak po 2,5 godzinach drogi, naszym oczom
ukazuje się farma Kulanga Bana. Co za radość!!! J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz