.

.

czwartek, 12 września 2013

Farma Kulanga Bana

Poniedziałek. Trzeci dzień mojego pobytu w Zambii. Czuję się tu coraz lepiej. Czuję, że jestem w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Dziś rano miałam jechać razem z Agatą na farmę Kulanga Bana, oddaloną stąd o 70km. Nasze walizki czekały już od wczoraj spakowane, my byłyśmy przygotowane, ale nie wzięłyśmy pod uwagę jednego.. że jesteśmy w Zambii J. A to oznacza, że nie należy nic planować, bo i tak rzadko kiedy te plany wychodzą. Tak też było i teraz. Popsuł się samochód więc póki co miałyśmy jeszcze zostać w Salvation. Spędzamy więc ten dzień na wspólnym przebywaniu z chłopcami – na nauce, grach i zabawie.

Środa w nocy. Słyszę głos Mamy Carol, która przyszła nas obudzić. Patrzę na zegarek. Jest godzina 1.38. Przecież to jeszcze nie jest pora na modlitwę – myślę, i odwracam się na drugi bok żeby spać dalej. Wydaje mi się, że to tylko sen, ale po chwili zostaję obudzona po raz drugi. Okazało się, że mamy jechać zaraz na farmę, bo samochód jest już po nas w drodze. Ledwo żywa i nieprzytomna ubieram się szybko i czekam razem z Agatą gotowa do drogi. Wraz z nami czeka 4 chłopaków i jedna dziewczyna, którzy również mają z nami jechać. Mijają dwie godziny, a samochodu jak nie było, tak nie ma. No tak... Zambia J. W końcu o 4.30 nad ranem okazuje się, że samochód znów się popsuł więc zamiast trackiem na pace, pojedziemy osobowym samochodem Mamy. Wciskamy się więc wszyscy do środka i w końcu ruszamy. Siedzę z 6-letnim Chamą na kolanach, na przednim siedzeniu. Obydwoje przysypiamy przytuleni do siebie. Nagle budzi mnie potworny hałas i straszne wertepy. Okazuje się, że wpadliśmy do rowu, omijając rowerzystę. Na szczęście udaje nam się zatrzymać samochód i wszyscy wychodzimy z tego cało. Wszyscy z wyjątkiem... samochodu J. Stoimy w środku buszu, w nocy, z popsutym samochodem i piątką zamarzających dzieci.

Po wielokrotnych próbach pchania samochodu, decydujemy się złapać jakiegoś busika do najbliższego miasta. Na szczęście udaje nam się to dosyć szybko i niebawem jesteśmy już na drodze buszowej, którą musimy przejść 10km, aby dotrzeć do celu. Słońce dopiero co budzi się ze snu, chłopcom oddałyśmy już nasze wszystkie możliwe bluzy i swetry, nie mamy ze sobą ani kropli wody, a najmłodszy z chłopaków buntuje się, że nie ma siły już iść...
Jednak po 2,5 godzinach drogi, naszym oczom ukazuje się farma Kulanga Bana. Co za radość!!! J





 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz