Zapoznawanie się z placówką idzie nam z dnia na dzień coraz lepiej. Wchodzimy już pomału w nasze obowiązki, staramy się poznawać bardziej dziewczynki i spędzać z nimi więcej czasu. Integrujemy się też z pozostałymi wolontariuszami, którzy są z Belgii, Irlandii, Niemiec i Czech (jest nas w sumie ośmioro).
W tym tygodniu miałyśmy jeszcze możliwość obserwowania dwóch lekcji w szkole- biologii i angielskiego. Nie wiem czy to był przypadek, czy nie, ale trafiłyśmy akurat na lekcję biologii, na której była omawiana ciąża i poród… A już myślałam, że słówka medyczne, których uczyłam się na moich studiach położniczych nigdy się nie przydadzą… A tu prosze, jaka niespodzianka J!
lekcja biologii |
lekcja na piasku
domki, w których odbywają się lekcje |
dzwonek szkolny |
Pomału przygotowujemy też Klinikę, abym niebawem mogła zacząć w niej pracować. Trzeba tam posprzątać, posprawdzać wszystkie leki, posegregować je i poopisywać. Mam nadzieję, ze to kwestia jeszcze kliku dni i Klinika zostanie otwarta. Mieści się ona w takim samym domku jak klasy szkolne, tyle że ma numerek 13 J.
Klinika |
Parę dni temu spotkała nas miła niespodzianka… Kiedy wylatywałyśmy z Warszawy nie chcieli na lotnisku przepuścić mojej gitary, nad czym szczerze mówiąc trochę ubolewałam :/ A tymczasem okazało się, że Siostra Ryszarda ma dla nas gitarę, którą zostawiła tu jedna z poprzednich wolontariuszek! Widocznie Pan Bóg przewidział, że tu będzie jakaś gitara, dlatego mojej nie przepuścili na lotnisku ;) Zdążyłyśmy już ją użyć na ostatnim „słówku na dobranoc” i sprawiłyśmy tym wielką radość naszym dziewczynkom J.[Dla niewtajemniczonych „słówko na dobranoc” jest to coś co wymyślił ksiądz Bosko i dlatego jest to coś typowego dla środowiska Salezjanów. Polega to na podzieleniu się jakąś refleksją z innymi na koniec dnia. Trwa to zazwyczaj około 10-15 minut i może mieć przeróżne formy- np. wiersz, opowiadanie, cytat, prezentacja, zabawa, piosenka, albo historia z własnego życia].
Jejku, wydaje się, że cały ten teren to ogromne przestrzenie! To wszystko, co pokazujesz, to należy do sierocińca? Czy też to jest jakoś inaczej zorganizowane?
OdpowiedzUsuńA czy w tej klinice zawsze pracują wolontariusze? Jeśli tak, to co się z nią dzieje między wyjazdem jednego, a przyjazdem drugiego? Gdzie są odsyłani pacjenci?
Nie chcę Cię zamęczać pytaniami, ale tak mnie to wszystko interesuje!... :-)
Buziaki, buziaki, buziaki
Zgadza się- cały ten teren należy do sierocińca. A raczej do sióstr, które go prowadzą :) Cała ta placówka "City of Hope" ma 13 hektarów i jest na niej prawie wszystko ;) Mieści się tu szkoła dla 800 dzieci (druga szkoła jest w budowie), dom dziewcząt, ich jadalnia, sala do modlitwy, 2 domki dla wolontariuszy (w budowie jest trzeci), dom sióstr, farma ze zwierzaczkami i dużo terenów uprawnych, dzięki którym mamy tu dobre jedzonko (tj. awokado, papaje, mango, pomarańcze, banany i wszelakie warzywka :)
OdpowiedzUsuńA co do kliniki to ona funkcjonuje jak jest ktoś kto chce i może się nią zając... Czyli jak nie ma wolontariuszy to jest zamknięta i uczniowie tylko w najpilniejszych przypadkach zgłaszają się po pomoc do nauczycieli :/