Sobotnie
popołudnie. Dzieci po mału schodzą się do świetlicy. Jak w każdą sobotę, tak
też i dziś, mamy dzień sportu. Wyciągam więc z sali wszystkie piłki, skakanki,
liny i freezby. Zaczynam grać z chłopcami w siatkówkę, kiedy nagle
nieruchomieję. Naprzeciwko naszej świetlicy, przed jednym z domów, dostrzegam
jednego z moich uczniów. Jest bity przez swoją matkę. Jeden cios za drugim,
każdy mam wrażenie że jest coraz mocniejszy. To nie są zwykłe „klapsy”, odgłos uderzeń słychać aż u nas w sali. Patrzę
na to i serce mi pęka. Wiem, że nic nie mogę zrobić. Nie jestem w stanie mu
pomóc. Taki jest zwyczaj w Tanzanii i dla wszystkich to jest normalne. Dziecko
coś przeskrobało, to należy mu się za to kara.
Po niespełna
pół godzinie mój uczeń przychodzi na zajęcia. Siada koło mnie z oczami
czerwonymi od płaczu i milczy. Po krótkiej rozmowie jak zwykle okazuje się, że
powód był błahy – nie przygotował posiłku na czas. Wiem, że żadne moje słowa
nie są w stanie mu teraz pomóc. Łapie mnie mocno za rękę i siedzimy tak
milczeniu, wpatrując się w nadciągające chmury. Zaraz będzie padać.
Panie Jezu,
proszę Cię, bym tak jak Ty, potrafiła pocieszać tych, którzy cierpią. Abym nie
płakała nad problemami, które często sama sobie stwarzam, ale umiała
się pochylić nad tymi, którzy naprawdę tego potrzebują.
Pocieszaj
tych, którym brak nadziei na lepsze jutro. Pozwól im doświadczać Twojej
obecności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz