.

.

piątek, 20 września 2013

Tak niewiele trzeba

Pobyt w Zambii po raz kolejny przywraca mnie do rzeczywistości. Przypomina mi jak cenny jest uśmiech, jak ważne jest zwykłe podanie ręki drugiemu człowiekowi, ile znaczy zdrowie i jaką wartość ma pieniądz.
Z dnia na dzień coraz bardziej doświadczam tego, jak niewiele potrzebuję do szczęścia. Doświadczam jak wiele radości daje mi zwykłe spędzanie czasu z naszymi chłopakami. Wspólne przebywanie ze sobą. Radość z przytulania, rozmawiania, bądź po prostu trzymania ich czarnych rączek w mojej białej piegowatej dłoni. Dzięki takim chwilom uzmysławiam sobie na nowo, jak ważne jest zauważanie drugiego człowieka. I to nie tylko tego, którego chcemy i lubimy widzieć. Nie tylko tego z okładek gazet, z ekranu telewizorów, naszych znajomych, z którymi się fajnie bawimy, czy którzy zawsze nas poklepią po plecach i nas dowartościowują. Ale dostrzeganie drugiego człowieka oznacza również tych, którzy zostali odrzuceni przez wszystkich. Tych, którzy zostali osieroceni, bądź wyrzuceni przez swoich rodziców na ulice. Tych, którzy sprzedają swoje ciała jedynie po to, aby zdobyć dla siebie trochę jedzenia. Dzieci, które kradną, chodzą od miesiąca w tych samych ubraniach, są wobec Ciebie wulgarni. Nastolatków trzymających przy nosie i wdychających benzynę, którzy są pod wpływem narkotyków, bądź alkoholu.
Ale przecież tych ludzi Pan Bóg też kocha!
I właśnie tego uczę się tutaj w Zambii. Dostrzegania tych najmniejszych. Tych, od których czasem ma się ochotę odwrócić wzrok, obok których jest łatwo przejść obojętnie. Uczę się patrzenia na nich oczami Boga.  
Siedzę oblepiona ze wszystkich stron chłopakami. Z lewej strony siedzi Chibesa i trzyma mnie za rękę. Z prawej strony Arnold zasnął na moim ramieniu. Tunga przytula się do mnie, co chwila upominając się o głaskanie. Na moich kolanach rozłożył się Richard, a mały Chama z moich stóp zrobił sobie poduszkę i słodko śpi. W takiej pozycji staram się po raz piąty oglądać film „Niania McPhi”. Nogi mi drętwieją, kręgosłup mnie boli, do rąk nie dopływa mi krew, ale pomimo wszystko jest mi dobrze.
Coraz bardziej zauważam jak nasi chłopcy potrzebują dotyku. Potrzebują zwykłego pogłaskania po głowie, czy przytulenia, którego wielu z nich nigdy nie doświadczyło od swoich rodziców. Potrzebują zwykłego zauważenia, zainteresowania ze strony drugiego człowieka,  potrzebują miłości i bycia kochanym – takimi jakimi są. A ja potrzebuję ich – żeby po powrocie do szalonego życia w Europie nie zapomnieć o ogromnym znaczeniu tych pozornie zwyczajnych gestów.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz