Lekki powiew wiatru otula moją
twarz. Siedzę na trawie przed figurą Matki Bożej, przystrojonej w chitengę.
Dookoła mnie siedzą dziewczynki. Ponad
pięćdziesiąt czekoladowych rączek przesuwa
zwinnie koraliki różańca. Codziennie o godzinie 17 odmawiamy go wspólnie
– dziewczynki, siostry i wolontariusze. Języki mieszają się między sobą niczym
na wieży Babel. Odmawiamy i śpiewamy go w trzech językach: bemba, cinyanja i
angielskim. Lubię ten czas modlitwy. Mogę wtedy zapomnieć o wszystkim. Mogę
przestać się zamartwiać, przestać snuć plany. Staram się wtedy cieszyć zwykłą
świętością dnia. Czuję wewnętrzny pokój, czuję Jego opiekę. Czuję ciepło
promieni słońca na mojej twarzy. Czuję zapach owoców, rosnących nieopodal.
Słyszę śpiew ptaków i słowa modlitwy: Tikułoneni amaj Marija..., Holy Mary...,
Nakuczelela maja Marija… Czuję się tak, jakbym siedziała razem z Nim w Raju.
Jakby trzymał mnie za rękę i dodawał odwagi na te ostatnie dni mojego pobytu w
Mieście Nadziei. Moje serce wypełnia się pokojem i ufnością, że wszystko bedzie
dobrze, że przezcież jest Ktoś, kto nad tym wszystkim czuwa.
Jaki piękny filmik, niech Cię Bóg błogosławi! :)
OdpowiedzUsuń