.

.

poniedziałek, 9 lipca 2012

Święta zwykłość dnia...

Lekki powiew wiatru otula moją twarz. Siedzę na trawie przed figurą Matki Bożej, przystrojonej w chitengę. Dookoła mnie siedzą dziewczynki.  Ponad pięćdziesiąt czekoladowych rączek przesuwa  zwinnie koraliki różańca. Codziennie o godzinie 17 odmawiamy go wspólnie – dziewczynki, siostry i wolontariusze. Języki mieszają się między sobą niczym na wieży Babel. Odmawiamy i śpiewamy go w trzech językach: bemba, cinyanja i angielskim. Lubię ten czas modlitwy. Mogę wtedy zapomnieć o wszystkim. Mogę przestać się zamartwiać, przestać snuć plany. Staram się wtedy cieszyć zwykłą świętością dnia. Czuję wewnętrzny pokój, czuję Jego opiekę. Czuję ciepło promieni słońca na mojej twarzy. Czuję zapach owoców, rosnących nieopodal. Słyszę śpiew ptaków i słowa modlitwy: Tikułoneni amaj Marija..., Holy Mary..., Nakuczelela maja Marija… Czuję się tak, jakbym siedziała razem z Nim w Raju. Jakby trzymał mnie za rękę i dodawał odwagi na te ostatnie dni mojego pobytu w Mieście Nadziei. Moje serce wypełnia się pokojem i ufnością, że wszystko bedzie dobrze, że przezcież jest Ktoś, kto nad tym wszystkim czuwa.


1 komentarz: