Afrykańczycy bardzo lubią świętować. Niektóre uroczystości obchodzą nawet po dwa albo trzy razy. Mam nadzieję, że z czasem do tego przywyknę, bo póki co to się nie mogę połapać w tym kiedy, co i z jakiej okazji będzie. Strasznie tego dużo! Tak też było z Dniem Nauczyciela. Najpierw był on obchodzony przez uczniów z naszej szkoły w ramach Dnia Gratitude (o którym pisałam wcześniej). Drugi raz obchody tego święta były w ubiegły środę. Nauczyciele ze wszystkich pobliskich szkół zjechali się w jedno miejsce, aby razem z Ministrem Edukacji móc w oficjalny sposób uczcić ten dzień. Ale na tym się nie skończyło :). Po raz trzeci Dzień Nauczyciela obeszliśmy w sobotę. Tym razem jedynie w gronie nauczycieli z naszej szkoły, oraz pracowników Office – czyli mnie i Kasi. :)
Całą grupą wyjechaliśmy w sobotę z rana do Parku Parieze, oddalonego od nas o godzinę. Jest to przepiękne miejsce, idealne do wypoczynku i dobrej zabawy. Położone nad brzegiem jeziora, z sawanną po drugiej stronie. Muszę przyznać, że widok przychodzących zwierząt do wodopoju, aby ugasić pragnienie, był zachwycający! Zebry, bawoły, antylopy – momentami nie mogłam oderwać od nich oczu.
Dzień zaczęliśmy od integracji grając w piłkę nożną, rozmawiając, kąpiąc się w basenie. Oczywiście nie zabrakło też tańców przy dźwiękach bębnów. U Afrykańczyków jest to obowiązkowy punkt każdego spotkania! :)
Po południu przyszedł czas na wspólną zabawę i dużą dawkę śmiechu. Zabawy z balonami przywiązanymi do nóg, z balonami napełnionymi wodą, z jajkami na twardo… Dawno się tak nie uśmiałam!
Byłam pod wielkim wrażeniem, że nauczyciele potrafią się tak bawić. Widać było, że są bardzo zgranym zespołem.
W końcu przyszedł czas na lunch. Był on robiony przez nauczycielki od samego rana. Na prowizorycznych kuchenkach, rozżarzonych węglach przygotowały przepyszne rzeczy. Po kilku godzinach dobrej zabawy wszyscy byliśmy głodni i z wielką chęcią zabraliśmy się do jedzenia.
Po skończonym lunchu został jeszcze jeden punkt programu - Secret Friend. To zabawa przypominająca nasze Mikołajki. Każdy z nas tydzień wcześniej losował karteczkę z nazwiskiem jakiegoś nauczyciela. Zabawa była całkowicie anonimowa. Dopiero w sobotę każdy po kolei ujawniał kim był jego sekretny przyjaciel, wręczając mu przy tym prezent zakupiony wcześniej za 50 000 Kwachy. Oczywiście wręczanie odbywało się w specjalny sposób. Najpierw trzeba było zatańczyć, odśpiewać swoje, a dopiero potem można było wręczyć prezent. Trzeba go było otworzyć i pokazać wszystkim jego zawartość. Nauczyciele bawili się przy tym jak dzieci! Aż miło było na to patrzeć i móc w tym uczestniczyć. :)
Dzięki sekretnemu przyjacielowi kolekcja moich ubrań powiększyła się o kolejną chitengę! (tj.kolorowy materiał, którym kobiety w Afryce przewiązują się w pasie -coś na kształt spódnicy ;) Dostałam też dwie tabliczki czekolady!!! Mój Secret friend czytał mi chyba w myślach, bo odkąd jestem w Zambii bardzo brakuje mi czekolady :)
Tym miłym akcentem zakończyliśmy nasz dzień integracji i po zachodzie słońca wróciliśmy do City of Hope.
Super mogłabym czytać i czytać zawsze mi mało, mogę powiedzieć, że się delektuję każdą informacją jak i zdjęciami. Do następnego razu. Wielkie dzięki, że chce Ci się opisywać wszystko tak szczegółowo.
OdpowiedzUsuńNie ma za co :) To ja dziekuję za tak miły komentarz, bo dzięki temu wiem, że ktoś te moje "wypociny" czyta ;) i mam mobilizację do dalszego pisania :)
OdpowiedzUsuń