Przepraszam, że na pierwszy wpis musieliście czekać tak długo, ale niestety z internetem wcale nie jest tu tak łatwo i dopiero dziś udało mi się znaleźć chwilę :/
Mija już czwarty dzień mojego pobytu na placówce. Muszę przyznać że czas mija tu dużo wolniej niż w Polsce, bo czuję się jakbym była tu już przynajmniej ze dwa tygodnie ;)
Ale postaram się zacząć od początku i opisać po trochu wcześniejsze dni :)
A więc tak... doleciałyśmy w środę całe i zdrowe :) Ale oczywiście nie obyło się bez przygód- bo jakże by inaczej ;) Zaczęło się na Okęciu, gdzie nie chcieli przepuścic mnie z gitarą :/ Potem miałysmy opóźniony lot z Paryża o 50min. przez co w Nairobii ledwo co zdążyłyśmy na odprawę (oprócz opóźnienia jakie miałysmy zapomniałysmy że w Kenii jest zmiana czasu o godzinę co jeszcze bardziej skróciło nasz czas :)
Ale w końcu się udało i stanęłyśmy na zambijskiej ziemi!!! Szczerze mówiąc jeszcze wtedy to do mnie nie docierało ;)
Na lotnisku spotkało nas jeszcze kilka dodatkowych niespodzianek… po pierwsze wcale nie było tak łatwo otrzymać wizę- mnóstwo pytań, podejrzeń, pobranie odcisków palców i po dłuższym czasie się udało! Ale nasz uśmiech długo nie zagościł na naszych twarzach bo okazało się że nie ma naszych bagaży…
No coż... nikt nie mówił że będzie łatwo ;)
Tak więc z lotniska (bez bagaży:) odebrał nas ksiądz Kaziu (jak dobrze było widzieć znajomą twarz na tym obcym kontynencie!!). Podczas drogi na placówkę dowiedziałyśmy się od księdza Kazia, że dzień przed naszym przylotem były w Zambii wybory na prezydenta i obecnie jest w mieście cisza przed burzą... Wszyscy czekają na wyniki, które się trochę opóźniają, przez co ludzie zaczynają myśleć, że wyniki będą sfałszowane.
Na placówkę dojechaliśmy w środku nocy, więc przywitała nas jedynie siostra Ryszarda (która jest dyrektorką tej placówki) i poszłysmy spać (pierwszy raz pod moskitierami :) ale nie było tak źle ;)
Następnego dnia z rana pojechałyśmy z siostrą Zosią na lotnisko. Na szczęście nasze bagaże już były :) Korzystając z okazji kupiłyśmy sobie od razu kartę z numerem zambijskim i wymieniłyśmy pieniądze na kwache (kłacze). I wiecie co?! Muszę się wam pochwalić!! W końcu zostałam milionerką :))) Mam prawie pół milona!! Hehe :) Szczerze mówiąc czasem gubię się w tych zerach podczas zakupów, ale przynajmniej jest śmiesznie :)
Wychodząc z lotniska dostałyśmy wiadomość od Siostry Ryszardy, że na mieście nie jest najlepiej i że mogą być jakieś zamieszki więc żebyśmy gdzieś przeczekały. Podjechałyśmy więc do innych sióstr, które mają blisko lotniska swoją placówkę. Zostałyśmy ugoszczone pierwszym afrykańskim obiadem, który składał się z shimy (kasza kukurydziana, która jest tu podstawą jedzenia), jajka na twardo, szpinaku i wnętrzności jakiś zwierząt. Na deser była papaja :) Muszę przyznać, że nie było to takie złe i całkiem dobrze nam szło jedzenia rękami :)
Po jakimś czasie siostra Zofia postanowiła, że wracamy do nas na placówkę. Na drogach dawało się odczuć, że coś "wisi w powietrzu". Na ulicach nie było w ogóle ludzi, za to policja na każdym kroku. Minął nas też sdamochód ciężarowy obładowany cały żołnierzami... Troszkę to wyglądało strasznie :/
W "City of Hope" poszłyśmy się pozapoznawać troszkę z dziewczynkami. Są cudowne!! Pokazały nam troche swoich gier, choć oczywiście nie miałysmy szans z nimi wygrać ;) Ale śmiechu było przy tym dużo :)
Wieczorem musiałyśmy się niestety pożegnac z Anią i Alą, które następnego dnia z samego rana wyjeżdżały na swoją placówkę do Mansy. Będzie mi ich tu brakować :(
Następnego dnia z rana dowiedziałysmy się, że są już wyniki wyborów i na szczęście wygrał ten, który miał wygrać więc wojny i żadnych zamieszek nie powinno być. Uff!!
Resztę dnia miałyśmy dosyć luźną... Robiłyśmy porządki w naszym domku i przemeblowanie w naszych pokoikach :)
My z Kasią (Kurczaczkiem) mieszkamy po prawej stronie, która niebawem też będzie tak pięknie pomalowana :) |
A to jest mój pokoik, w którym będę urzędować przez najbliższy rok :) |
A! Zapomniałam jeszcze napisać o naszych „współlokatorach” :) Muszę wam ich koniecznie przedstawić! Otóż jedne nasze współlokatorki zamieszkują głównie naszą łazienkę, więc przeważnie ktoś nam dotrzymuje towarzystwa przy kąpieli ;) Są nimi jaszczurki- bardzo urocze, duże, szybko się poruszające i mające prawie przezroczystą skórę, tak że widać ich wnętrzności. Ugh!! :/
Drudzy współlokatorzy to pająki- całkiem spore, również szybko się przemieszczające i zaskakujące nas zawsze znienacka. Są najczęstszymi bywalcami w naszych pokojach, więc mamy z kim zasypiać ;)
Na dziś to tyle. Reszta będzie następnym razem, bo teraz musimy już iść.
Witaj Asiu
OdpowiedzUsuńFajnie, że już szczęśliwie tam dotarłaś... te potwory w twoim pokoju mnie przerażają... duże one są? brrr.... abstrachując pisz więcej jak będziesz miała czas o twojej misji... pozdrawiamy
te potwory nie są takie straszne! A jaszczurki urocze:) Tylko uważajcie na dziury w moskitierach!:)
OdpowiedzUsuńWojtku, pająki mają ok. 6cm, a jaszczurki ok12-15cm. Więc nie jest tak źle :) Już się do nich zdążyłam przyzwyczaić :)
OdpowiedzUsuń