Jeszcze żyję, malarii nie złapałam, mam się całkiem dobrze. Trochę tęsknię, ale wracać jeszcze nie chcę. Mam tu jeszcze dużo do zrobienia, przeżycia i odkrycia. Każdego dnia uczę się czegoś nowego, doświadczam różnych rzeczy, smakuję potraw, nasłuchuję dźwięków zambijskiej codzienności… Pomału zaczynam czuć to wszystko co mnie otacza. Zaczynam czuć melodię tutejszego życia. Ludzi, kulturę, mentalność, zwykłą codzienność, poczucie czasu i jego brak. Tak. Taka jest różnica między Europą, a Afryką. Tam się człowiek wszystkiego uczy, a tutaj wszystko czuje.
Ale nie martwcie się, kiedyś do was wrócę :). W sumie to nie mam innego wyjścia, bo dziś otworzyłam krówkę, którą dostałam w paczce świątecznej od wolontariuszy z SOMu, a na niej widniał napis…
Tak więc słowa muszę dotrzymać :). Ale póki co jeszcze swojej misji nie wypełniłam. Mam w paszporcie pieczątkę na kolejny miesiąc, więc jak na razie tu zostaję.
PS. Wiecie, że dzieli nas jedyne 50 stopni Celsjusza?! :)
Widzę, że krówki w Zambii są traktowane jak należy. święta były 2 miesiące temu a krówki jeszcze nie spałaszowane :)
OdpowiedzUsuńWróć Asiu, wróć. Czekamy :)
A propos krówek. Są jak chińskie ciastka z wróżbą: Krówka prawdę Ci powie...
Usuńściskam Cie mocno Asieńko :*
OdpowiedzUsuń