.

.

sobota, 19 marca 2016

STACJA X - Yesu anavuliwa nguo - Jezus z szat obnażony


Joseph w żółtej pidżamie w kolorowe auta. Maria w sukience, która jej ciągle spada, bo ma popsuty suwak. Bray z dziurą wielkości dłoni na środku bluzki. Ibrahim w butach, w których prawie nie ma podeszwy. Taki widok już mnie przestał dziwić. 
Każdego dnia spotykam dzieci w brudnych, podartych ubraniach. Dzieci, które posiadają tylko jedną parę butów i zakładają je jedynie do szkoły. Dzieci, które noszą ubrania o 3 numery za duże, bo mają je po starszym rodzeństwie. 
Ale dziś na zajęcia przychodzi też Francis. Widzę wstyd i zamieszanie w jego oczach, za każdym razem gdy na niego spojrzę. Przeważnie pierwszy biegnie żeby się do mnie przytulić, dziś jednak zachowuje się z dystansem. Widzę też, że inne dzieci pokazują na niego palcami i śmieją się pod nosem. Kiedy zaczynamy grać w chustę Klanzy, angażuje się na całego a na jego twarzy pojawia się w końcu uśmiech. Wtedy właśnie dostrzegam, że ma tak wielką dziurę w spodenkach, że widać jego obydwa pośladki. To z tego powodu czuł się dziś taki zawstydzony…


Panie Jezu, który zostałeś obnażony z szat, proszę Cię, abyśmy zawsze potrafili walczyć o godność drugiego człowieka, szczególnie tego, który jest wyszydzany. Proszę Cię też, abyśmy nigdy nie czuli się lepszymi od innych i nie pogardzali drugim człowiekiem.  

poniedziałek, 14 marca 2016

STACJA IX - Yesu anaanguka mara ya tatu - Jezus upada po raz trzeci


Słońce już zaszło, siedzimy przy kolacji. W pewnym momencie słyszymy jak ktoś woła księdza. To Charles, chłopak z naszej wioski. Przyszedł poprosić żebyśmy pojechali do szpitala do ciężko chorego pacjenta. Bierzemy więc potrzebne rzeczy i nie tracąc czasu wsiadamy do samochodu. Po dojechaniu na miejsce okazuje się, że to 12-letni chłopiec. Został przyjęty do szpitala ze zdiagnozowanym HIV, anemią i poważnym niedożywieniem. Już samo patrzenie na niego, jego wydęty od głodu brzuszek, żebra które są niemalże na wierzchu i rączki chude jak patyki, powoduje że serce mi pęka. Po krótkiej rozmowie dowiadujemy się, że chłopiec został porzucony przez matkę, a ojciec pracujący w sąsiedniej wsi, oddał go na wychowanie do babci, która nie bardzo ma go czym żywić, natomiast bardzo chętnie wysyła go do pracy w polu. Do szpitala przyprowadzili go sąsiedzi, którzy zaniepokoili się jego stanem zdrowia. Rokowania nie są niestety zbyt dobre, wygłodniały organizm nie ma sił aby się bronić i walczyć z chorobą. Podejmujemy więc decyzję aby ochrzcić chłopca i dać mu sakrament namaszczenia chorych. Wraz z Charlsem, który zawiadomił nas o całej sytuacji – zostaję rodzicem chrzestnym. Nadajemy mu imię Christopher. Namaszczamy go też olejkami, mając nadzieję, że stanie się cud i jego stan zdrowia zacznie się poprawiać, a małe bezbronne ciało zacznie nabierać sił.

Panie Jezu, trudna historia życia i ciężka choroba powaliły Krzysia na ziemię, jak krzyż podczas Twojego trzeciego upadku. Spod takiego ciężaru ciężko się podnieść, a jednak Ty się nie poddałeś. Wstałeś i szedłeś dalej. Proszę Cię, pomóż też się podnieść temu chłopcu, który traci siły do walki, któremu brak nadziei na lepsze jutro. Zaopiekuj się Krzysiem, który tak bardzo teraz Ciebie potrzebuje.


Proszę Cię również o siły dla mnie, kiedy upadając po raz setny w tym samym grzechu, mam pokusę aby już się poddać, by już nie wstawać. 

piątek, 11 marca 2016

Słodki cud rozmnożenia

Fenesi - to nazwa owocu, na który w końcu zaczął się sezon i dzięki któremu za każdym razem doświadczamy cudu rozmnożenia. Bo jak inaczej to nazwać, kiedy dwiema sztukami owocu jest w stanie się najeść czterdziestka dzieci?
Jak to możliwe?

Otóż fenesi (w j.ang jackfruit) to największy na świecie owoc, który rośnie na drzewie. Potrafi ważyć nawet 30 kg  i mieć 90 centymetrów długości!

W naszym ogrodzie rosną co prawda nieco mniejsze, ale i tak są na tyle duże, aby wszystkie dzieci z naszej świetlicy wróciły do domu z pełnymi brzuszkami.  Co tydzień rozkrajamy zaledwie dwa owoce, a radości i jedzenia mamy co nie miara! Krojąc ten owoc trzeba jednak uważać, ponieważ wydziela on bardzo kleisty płyn, który później można zmyć jedynie olejem. Dlatego też za każdym razem zanim zaczniemy go kroić, dzieci ustawiają się w kolejce do smarowania rąk olejem kuchennym.

Owoc sam w sobie jest bardzo słodki i sycący. Należy usunąć z niego pestki i zjeść sam miąższ.

Wiem, że dzięki zdjęciom nie poczujecie jego smaku, ale może chociaż trochę uda Wam się go wyobrazić ;)









wtorek, 8 marca 2016

STACJA VIII - Akina mama wanamlilia Yesu - Jezus pociesza płaczące niewiasty


Sobotnie popołudnie. Dzieci po mału schodzą się do świetlicy. Jak w każdą sobotę, tak też i dziś, mamy dzień sportu. Wyciągam więc z sali wszystkie piłki, skakanki, liny i freezby. Zaczynam grać z chłopcami w siatkówkę, kiedy nagle nieruchomieję. Naprzeciwko naszej świetlicy, przed jednym z domów, dostrzegam jednego z moich uczniów. Jest bity przez swoją matkę. Jeden cios za drugim, każdy mam wrażenie że jest coraz mocniejszy. To nie są zwykłe „klapsy”,  odgłos uderzeń słychać aż u nas w sali. Patrzę na to i serce mi pęka. Wiem, że nic nie mogę zrobić. Nie jestem w stanie mu pomóc. Taki jest zwyczaj w Tanzanii i dla wszystkich to jest normalne. Dziecko coś przeskrobało, to należy mu się za to kara.

Po niespełna pół godzinie mój uczeń przychodzi na zajęcia. Siada koło mnie z oczami czerwonymi od płaczu i milczy. Po krótkiej rozmowie jak zwykle okazuje się, że powód był błahy – nie przygotował posiłku na czas. Wiem, że żadne moje słowa nie są w stanie mu teraz pomóc. Łapie mnie mocno za rękę i siedzimy tak milczeniu, wpatrując się w nadciągające chmury. Zaraz będzie padać.

Panie Jezu, proszę Cię, bym tak jak Ty, potrafiła pocieszać tych, którzy cierpią. Abym nie płakała nad problemami, które często sama sobie stwarzam, ale umiała się pochylić nad tymi, którzy naprawdę tego potrzebują.


Pocieszaj tych, którym brak nadziei na lepsze jutro. Pozwól im doświadczać Twojej obecności.

poniedziałek, 7 marca 2016

STACJA VII - Yesu anaanguka mara ya pili - Jezus upada po raz drugi


Tym razem Jezus wybiera się w drogę Toyotą. 
Ukryty pod postacią Hostii, wraz z księdzem Danielem i ze mną, jedzie odwiedzić chorych ludzi w domach. Pomimo nieprzejezdnych dróg spowodowanych porą deszczową, zbyt wąskich  ścieżek, aby mógł się zmieścić samochód, nie poddajemy się. Przedzieramy się przez krzaki, przechodzimy przez pola, aby dojść do tych, którzy sami o własnych siłach nie mogą już przyjść do Kościoła. Schorowani, w podeszłym wieku, żyjący w bardzo skromnych warunkach – ale pomimo to uśmiechnięci, radośni że do nich przyjechaliśmy, że mogą się wyspowiadać, wspólnie pomodlić i przyjąć Jezusa do serca. Zapraszają nas do domów, goszczą najlepiej jak mogą, a ja dziękuję w sercu Bogu za to doświadczenie i za spotkanie każdego z nich z osobna.


A wydawać by się mogło, że tacy starzy i schorowani ludzie nie są już nikomu potrzebni, że są niepotrzebną kulą u nogi, dodatkową osobą do wyżywienia, którego przecież i tak jest tak mało…

Dzisiejszy świat nie lubi jak ktoś upada, nie ma siły. Wtedy trzeba mu pomóc, podnieść go, a to przecież taki wysiłek, zakłócenie naszych planów, naszego życia. Przez taką osobę są jedynie same problemy, trzeba mu poświęcić czas, który przecież jest tak cenny. Ale w obecnych czasach ludzie wiedzą jak sobie z tym poradzić. Jest przecież aborcja i eutanazja. Szkoda czasu dla ludzi którzy upadają, którzy nie maja sił. Lepiej się ich pozbyć, bo przecież świat ma napięty harmonogram, musi iść dalej do przodu. Musi mieć nowego smartfona, kupić najnowszy model samochodu, zrobić karierę i się dobrze w życiu ustawić.

Panie Jezu, otwieraj nam każdego dnia oczy na to, co naprawdę w życiu ważne. Pomóż nam kochać każdego człowieka, którego stawiasz na naszej drodze. Daj nam siły abyśmy mogli pomagać mu, gdy upadnie; troszczyć się o niego, gdy będzie tego potrzebował; kochać go nie z jakiegoś powodu, ale pomimo wszystko.

"Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" /Mt 25, 40/


wtorek, 1 marca 2016

STACJA VI - Veronika anapangusa uso wa Yesu - Weronika ociera twarz Jezusowi

Wtorkowy poranek. Słońce jeszcze nie wzeszło na dobre, a już tak mocno świeci, że ledwo da się wytrzymać. Wybrałam się dziś na spacer, aby zwiedzić trochę dalsze zakątki naszej wioski. Już na początku czuję jednak, że marsz w takim upale będzie trochę męczący więc zatrzymuję się po drodze w centrum Butiamy, aby zaopatrzyć się w coś do picia. W ciasnej budce dostrzegam jedynie klika zakurzonych butelek gazowanych napojów. Wybieram ten najbardziej zimny – czyli fantę o smaku marakui. Ruszam w drogę. Po przejściu kilku ładnych kilometrów czuję, że muszę odpocząć. Siadam w cieniu i delektuję się moim już gorącym lepkim napojem.

Nagle dostrzegam chłopca, który leży pod pobliskim drzewem, dookoła którego pasą się krowy. Zmieniam więc miejsce i siadam koło niego. Chłopiec jest bardzo nieśmiały i speszony, ale dzięki mojej żółtej fancie, którą go częstuję, udaje nam się nawiązać rozmowę. Okazuje się, że Ibrahim ma 14 lat i w zeszłym roku został wyrzucony ze szkoły. Od tamtej pory wuj, z którym mieszka, karze mu paść krowy, bo uważa, że tylko do tego się nadaje. Widzę jak po jego policzkach spływają łzy. Opowiada mi dalej jak bardzo nie lubi tego zajęcia, jakie jest nudne i bezsensowne. Od tego czasu nie spotyka się też z kolegami, nie może w szkole pograć w piłkę, i nie ma perspektywy na dalsze życie…  

Jest mi go strasznie szkoda. Próbuję wytrzeć łzy z jego czekoladowej skóry, ale przecież wiem, że to mu i tak nie pomoże. Czuję się totalnie bezsilna i bezradna. Jedyne co mogę teraz zrobić, to przytulić go i posiedzieć razem z nim.

Panie Jezu, na Twoje cierpienie patrzyło tak wielu ludzi, a tylko Weronika podeszła, aby osuszyć Ci twarz. Czy to coś pomogło? Czy ulżyło w Twoim cierpieniu? Spowodowało, że krzyż stał się lżejszy?
Mi też się czasem zdarza czekać, aż ktoś otrze łzy z mojej twarzy. Bez zbędnego pocieszania, wypytywania. Po prostu usiądzie koło mnie i będzie.

Jezu, proszę Cię, bądź przy Ibrahimie. Pozwalaj mu odczuć swoją obecność i nie tracić nadziei pomimo poczucia bezsensu.

Proszę Cię też, abyś otwierał moje oczy na potrzeby innych ludzi. Abym potrafiła pomagać im chociażby w tak mały i wydawać by się mogło- niepotrzebny i bezużyteczny sposób – swoją obecnością. 

piątek, 26 lutego 2016

STACJA V – Simoni wa kirene anamsaidia Yesu - Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Jezusowi


John ma zaledwie 17 lat, a już tak bardzo został doświadczony przez życie. Kiedy był mały zmarł jego tata, a mama wyjechała gdzieś daleko i zapomniała o swoim synu. Zostawiła go pod opieką wujka, który nie bardzo miał ochotę kogoś wychowywać. Sam jest uzależniony od narkotyków, a wobec Johna często stosował przemoc fizyczną. Chłopak na okrągło chodził głodny, czasem zdarzało się, że przez dwa dni nic nie jadł. Nosił też podarte i znoszone ubrania, bo wujowi szkoda było na to pieniędzy. Trzy tygodnie temu wujek stwierdził, że ma go dosyć; że mu tylko przeszkadza i jest niepotrzebną kulą u nogi. Z dnia na dzień wyrzucił go więc z domu.

John ma ciężki krzyż do niesienia, ale na szczęście nie jest w tym wszystkim sam. Ma dookoła dobrych ludzi, którzy mu pomagają. Rodzice jego kolegi przyjęli go pod swój dach, choć u nich też się nie przelewa. Przychodzi też często do nas na parafię, gdzie nasza  kucharka daje mu trochę jedzenia, a od księdza dostaje trochę nowych ubrań. Wszystkie te osoby, tak jak Szymon z Cyreny, pomagają mu nieść krzyż.

Panie Jezu, proszę Cię naucz mnie pomagać bezinteresownie tym, którzy sami sobie nie dają rady w życiu. Otwórz moje serce i oczy na potrzeby innych ludzi.

Daj też siły Johnowi do zmagania z codziennością. Niech w życiu otaczają go dobrzy i życzliwi ludzie, dzięki którym jego krzyż będzie choć trochę lżejszy do niesienia. 

środa, 24 lutego 2016

STACJA IV – Yesu anakutana na mama yake - Jezus spotyka swoją matkę


Przyjechali do Butiamy odwiedzić swoją rodzinę. Chcieli im pokazać swoją pociechę – dwumiesięczną córeczkę. Przywieźli ze sobą zdjęcia z jej chrztu. Cieszyli się z tego czasu spędzonego wspólnie z rodziną, której dawno nie widzieli. Wszystko zapowiadało się dobrze, do momentu kiedy mała nie poczuła się źle. Zabrali ją do pobliskiego szpitala. Szybko postawiona diagnoza – malaria. U tak małego dziecka szanse na przeżycie są znikome. Jej matka czuwała przy niej cały czas. Otaczała ją swoją troską i opieką, wylewała morze łez, czuła się bezradna. Tak bardzo chciałaby pomóc swojej córce, ale jedyne co mogła zrobić to się modlić i być przy niej cały czas, aby była otoczona miłością. Niestety małe, słabe ciało dziewczynki nie było w stanie poradzić sobie z chorobą. Mały aniołek w ramionach swojej matki odszedł do Boga. Jeszcze tego samego dnia odbył się pogrzeb. 

Maryjo, Ty również chciałaś ulżyć cierpieniom swojego Syna. Niestety nie było to możliwe. Mogłaś Mu pomóc jedynie swoją obecnością.

Proszę Cię, otocz opieką rodzinę tej dziewczynki. Pomóż im pogodzić się ze stratą córki. Dawaj im siły na każdy dzień.



Jezu, Dziękuję Ci za moją Mamę, która poświęciła dla mnie swoje życie. Nieprzespane noce, mnóstwo troski i opieki, czasem pewnie i łez. Kiedy chorowałam starała się ulżyć moim cierpieniom, tak jak Maryja chciała ulżyć Tobie, podczas Drogi na Golgotę. Wiem, że nawet kiedy jestem daleko, moja mama jest cały czas przy mnie. Wspiera mnie w każdej mojej decyzji, nawet jeśli nie do końca się z nią zgadza. 
Dziękuję Ci za Nią! 


wtorek, 23 lutego 2016

STACJA III - Yesu anaanguka mara ya kwanza - Pierwszy upadek pod krzyżem


Dzień jak co dzień. Trwają zajęcia w świetlicy. Chłopcy na zewnątrz grają w piłkę nożną, w rogu sali Erick z Josephem rozgrywają partię w wracamy. Dziewczynki na podłodze układają puzzle, a Niangu z Francisem robią to, co lubią najbardziej - tworzą na kartkach piękne arcydzieła. Zbliża się koniec zajęć. Proszę wszystkie dzieci żeby pozbierały zabawki i odłożyły na miejsce. W pewnym momencie dostrzegam, że Niangu rozgląda się nerwowo dookoła. Nagle schyla się pod stołem i zaczyna zbierać z podłogi kredki, które upadły. Uśmiecham się pod nosem, że w końcu choć jedno dziecko zrozumiało, że robienie porządku nie oznacza zbieranie rzeczy jedynie ze stolików, ale też z podłogi. Już mam zamiar się odwrócić, kiedy nagle widzę, że dziewczynka zamiast do pudełka, chowa kredki pod bluzkę i pospiesznie wychodzi z sali. Przecież to nic takiego. To zaledwie kilka zwykłych kredek. Przecież w klasie mamy ich dużo, a w domu być może nigdy nie będzie miała własnych...
Poszłam za nią. Kiedy mnie zobaczyła biegnącą w jej stronę, od razu domyśliła się o co chodzi. Schyliła głowę, a po jej policzku zaczęły spływać łzy. Moje serce też płakało. Wiedziała, że zrobiła źle i po krótkiej rozmowie oddała mi wszystko co zabrała.

Dziś świat fascynuje się upadkami człowieka. Wystarczy zajrzeć do telewizji, gazet, internetu - wszędzie jest tego pełno. Ale upadki zdarzają się przecież każdemu. Najważniejsze, abyśmy z Bożą pomocą potrafili się z nich podnosić.

Ja też często upadam w swoim życiu. Ulegam różnym pokusom, usprawiedliwiając się sama przed sobą, że to przecież nie jest takie złe. Dziękuję Ci Jezu, że po każdym upadku pomagasz mi wstać, że się nie brzydzisz mną taką, jaką jestem i że Twoja miłość jest w stanie mi wszystko wybaczyć.

Proszę Cię, abyś dodawał sił również tym dzieciom, z którymi tu pracuję. Aby potrafiły być uczciwe, pomimo wielu pokus, z którymi spotykają się na co dzień.

sobota, 20 lutego 2016

STACJA II – Yesu anapokea msalaba - Jezus bierze krzyż na swe ramiona


Kilkanaście lat temu, w naszej wiosce, pewien stróż dokonał niespodziewanego odkrycia. 

W strugach deszczu znalazł małe zawiniątko, a w nim płaczące niemowlę. To chłopiec, którego mama podrzuciła pod bramy tego domu, zanim nie popełniła samobójstwa. Jego ojciec został zamordowany. Dzięki dobremu sercu ludzi, chłopczyk został przyjęty pod dach i wychowany razem z innymi dziećmi. W kolejnych latach był przez życie bardzo doświadczany. Wyrzucili go ze szkoły, musiał paść krowy, wiele razy chorował. Został wychowany przez dobrych, kochających go ludzi, jednak w głębi serca wciąż czuł się sierotą. Kilka lat temu dowiedział się, że ma rodzonego brata, który jest od niego kilka lat starszy. Zdobył do niego kontakt, zadzwonił, pojechał w odwiedziny do jedynej osoby na świecie, z którą łączyły go więzy krwi. Nie zdążył. Jego brat zmarł dwa tygodnie przed jego przyjazdem.

Obecnie ten mały, osierocony chłopiec jest dorosłym mężczyzną. Jest też moim dobrym przyjacielem. Mieszka w Butiamie i pomimo, że często jest mu ciężko pogodzić się z historią swojego życia, to stara się wytrwale nieść swój krzyż.

Panie Jezu, dodawaj mu sił każdego dnia i nieustannie pozwalaj mu doświadczać tego, jak bardzo go kochasz.
Pomóż i mi akceptować mój krzyż. Daj mi siły, abym pokornie mogła go dźwigać.